HISTORIE PRAWDZIWE – KLARA CZ.II.

Dziś prezentuję Wam drugą część opowieści Klary. Pierwsza część opowiadała o trudach terapii, zmaganiu się ze sobą, zwątpieniach, wahaniach i chwilach słabości. Dzisiejszy tekst opowiadający o zyskach, jakich doświadczyła i nadal doświadcza na skutek terapii jest jak fantastyczna nagroda za podjęte trudy. To, co najważniejsze – ta nagroda się nigdy nie kończy, a i, jak przeczytacie, obdzielić nią można innych, przekazać w świat dobre rzeczy.

To, czego Klara jeszcze nie doświadczyła, to relacja z własnymi dziećmi. Najczęściej wielką radością i satysfakcją jest dla osób, które podjęły trud terapii świadomość, iż mają wielką szansę nie powtórzyć błędów rodziców, że mogą wyhamować pewne negatywne wzorce zastępując je konstruktywnymi, i tak oto terapia staje się inwestycją nie tylko w swoje własne życie, ale i wszystkich bliskich.

 

OPOWIEŚĆ KLARY CZ.II.

 

 

Po niespełna 3 latach terapii wiem jedno – dojrzewanie jest długotrwałym procesem, który nie kończy się z dniem ostatniej wizyty w gabinecie terapeutycznym. Ta myśl mnie uspokaja, bo wiem, że mogę popełniać błędy i czuć się gorzej – daję sobie na to przyzwolenie i nie boję się gorszego nastroju. Zyskałam wiedzę – w końcu zrozumiałam skąd biorą się moje lęki i gdzie szukać ich źródła. Znam swoją instrukcję obsługi – wiem jak mam mówić sama ze sobą, by się uspokoić w momentach paniki, które wciąż mnie dopadają. I wiem, że tak będzie – że skończona terapia to nie magiczna pigułka i remedium na wszystkie moje „zadry”, tylko wiedza, z której czerpię, kiedy sobie nie radzę, albo nie wiem co z robić w trudnej sytuacji.

To, co z całą pewnością zmieniło się przez czas trwania terapii, to fakt, że przestałam popadać w skrajności samouwielbienia i nienawiści do siebie. Znalazłam złoty środek, zrozumiałam siebie i swoje potrzeby, ale w tym wszystkim zostawiam sobie margines na „wahnięcia”. Nie staram się być idealna. Wiem, że nie wszyscy muszą mnie lubić. Ba, mogę znaleźć się i tacy, którzy będą dla mnie niedobrzy, nielojalni i niesprawiedliwi. Uczę się przyjmować to do wiadomości jako dorosły i świadomy swoich słabości człowiek.

No właśnie – w końcu pojęłam czym jest dorosłość, choć przekłucie bańki mydlanej, w której umościłam się wygodnie przez lata i wyjrzenie poza nią było krytycznie trudnym doświadczeniem. Uczę się funkcjonować jak dorosły, nie jak dziecko – i to dla mnie największa i wymagająca największego wysiłku lekcja. Ale mierzę się z nią dzielnie. Czasem dostaję piątki, a czasem dwóje, ale nie poddaję się i to cieszy mnie najbardziej.

Co jeszcze? – zdałam sobie sprawę, że przede wszystkim ja sama mogę dać sobie szczęście, to ja znam samą siebie najlepiej i na samym końcu muszę sama o sobie decydować. Zaczęłam świadomie podejmować decyzje, a nie kierować się wyłącznie emocjami. Nie daję się zwieść podszeptom porzuconego dziecka, które w głowie szepce mi nieustająco: „chcę więcej, mocniej i bardziej!”. Nauczyłam się nie karać i ograniczać samej siebie, nie zadręczać wydumanymi problemami, a koncentrować na tym co jest tu i teraz, choć bywa to trudne – nie powiem J

Dowiedziałam się też, że nie mogę liczyć, że inni zmienią się dla mnie i, że spełnią wszystkie moje oczekiwania. Kiedyś panicznie bałam się odrzucenia. Wydawało mi się, że wszystkim wokół muszę udowadniać, że jestem fajna i warta uwagi. Teraz nie muszę tego robić, choć czasami błądzę. Nauczyłam się oddzielać emocje od głowy. Rozmawiać ze sobą, kiedy o 3 nad ranem budzą mnie w nocy czarne myśli.

Nie boję się ze zostanę sama, że cały świat runie, kiedy będę musiała budzić się w pustym łóżku, choć, rzecz jasna, bardzo bym tego nie chciała. W dużej mierze wyzbyłam się paranoicznych lęków, że popełnię jakiś karygodny błąd, że na pewno za chwilę stanie się coś złego. Nie oczekuję w napięciu na cios, który przyjdzie gdy tylko na chwilę się rozluźnię.

Wiem, też, że moja rodzina to podstawa. Wiem, że w każdej chwili mogę na nią liczyć. Nie złoszczę się bezsensowni na moich rodziców. Bardziej ich rozumiem. Aktem ogromnej odwagi było zdobycie się na rozmowy, w których lawinami wypłakiwałam i wykrzykiwałam, to wszystko co tłamsiłam w sobie przez lata. Efekt jaki osiągnęłam jest niebywały, bo okazało się, że moi rodzice chcą mnie słuchać, chcą przyjąć moje żale i próbują mnie zrozumieć. Moja terapia okazała się terapią grupową, bo tak naprawdę wciągnęłam w nią wszystkich moich bliskich. I żeby nie było tak różowo – kilka osób opuściło krąg moich znajomych, bo zdałam sobie sprawę, że ciągną mnie w dół. Jednocześnie odbudowałam relację z moją dawną przyjaciółką i po latach wyciągnęłam do niej dłoń.

Zmiana pracy i pewność siebie w nowej roli w innej firmie, to kolejna konsekwencja zakończonej terapii. Zaczęłam wierzyć w swoje umiejętności, mówię na głos to, co myślę i nie boję się już tak bardzo, że popełnię jakiś straszny błąd. Wreszcie zostałam doceniona. Teraz wiem, że to nie przypadek, tylko nagroda dla moich umiejętności, chociaż dwa lata temu uważałabym, że to łut szczęścia i zrządzenie losu. I na sam koniec najważniejsze – zbudowałam szczęśliwy związek, w którym potrafię też dawać, nie tylko brać. Wiem też, że relacja z mężczyzną, to nie fajerwerki, wata cukrowa i jednorożce, a często praca, a nawet awantury 😉 Dziś doceniam rutynę, spokój i codzienność i dobrze mi z tym jak diabli.

Spokój i siła – to dwie pierwsze emocje, które przychodzą mi do głowy, kiedy ktoś pyta o zakończoną terapię. I poczucie, że fundamenty mojego życia i osobowości wylane są z betonu, a nie złożone z kartonów z Ikei. Przebyłam wartościową podróż. Było warto J

 

2 thoughts on “HISTORIE PRAWDZIWE – KLARA CZ.II.

Leave a comment